Na dzień 19 listopada 1971 roku, w 6 PLM-Sz zaplanowano loty noce na trasach Trzcianka – Sieraków -Janowiec oraz Piła -Jastrowie – Piła. Po starcie kilku załóg z lotniska w Pile, o godz.17:32 za sterami samolotu wojskowego LIM-6 (skrót od Licencyjny myśliwiec -to polska wersja radzieckiego MIGa-15), zasiadł 29-letni porucznik Antoni Wiciński.Wystartował kierując się do wyznaczonej strefy w rejonie Wałcza, aby po uzyskaniu planowanej wysokości przelotowej ok. 1200m., kontynuować swój lot wg. wytycznych . To miał być półgodzinny lot treningowy w nocnych warunkach. W północnej części strefy lotów, wykonał skręt na kurs północno-wschodni i o godz. 17:47 zniknął z ekranów radiolokatora przy ostatniej meldowanej wysokości ok. 500m. O godzinie 18:01, po 22 minutach od ostatniego meldunku pilota, kontroler lotów wezwał go przez radio, jednak nie uzyskał już odpowiedzi. Pomimo kilkudniowej akcji poszukiwawczej, samolotu ani pilota nie odnaleziono. Na miejsce katastrofy, kilka dni przed Bożym Narodzeniem tj. 19. grudnia 1971, a więc dokładnie po miesiącu, natrafili myśliwi z Koła Łowieckiego ‘’Myśliwiec’’ z Czaplinka. Podczas organizowanego polowania i podchodzenia zwierzyny, ujrzeli niecodzienny widok: wbity niemal pionowo głęboko w ziemię wojskowy samolot. Ciało lotnika znajdowało się we wraku. Rozbił się w bagnistym terenie, nie było pożaru, nie było dymu, który mógłby wówczas kogoś zaalarmować.
Żona pilota p. Teresa Wicińska tego dnia, jak zwykle czekała z kolacją na męża. Ich dwie malutkie córeczki: trzyipółletnia Jola oraz o rok młodsza Basia już spały, gdy około godziny 20-stej do ich domu dotarła smutna wiadomość, że ich mąż i ojciec nie powrócił do bazy.
Po kilku dniach do Pani Teresy dotarli badający wypadek wojskowi prokuratorzy. Pytali czy mąż zostawił w domu m.in. list pożegnalny, byli przekonani, że uciekł z kraju i cały i zdrowy wylądował gdzieś na” Zachodzie”. Pilota szukały polskie ambasady, wojskowa prokuratura i służby specjalne. Pani Teresa przytłoczona tragedią, po kilku tygodniach nie miała już siły żeby się bronić, walczyć o dobre imię męża i odrzucać ciągłe bezpodstawne oskarżenia, tym bardziej że była wówczas w ciąży. Syn urodził się w marcu. Teresa Wicińska dała mu na imię Antoni, po ojcu.
Na historię tego wypadku natrafił jeden z członków stowarzyszenia. Postanowiliśmy odnaleźć opisywane miejsce i dotrzeć do rodziny pilota -udało się nam to. Dzisiaj właśnie z p. Antonim (synem pilota) oraz z jego małżonką, członkowie stowarzyszenia Tempelburg mieli okazję się spotkać, porozmawiać oraz odwiedzić miejscu katastrofy w której zginął jego ociec. Słuchając opowieści p. Antoniego widzieliśmy jego ogromne wzruszenie pomimo, że od tego wydarzenia minęło blisko 50-lat. Miejsce tej katastrofy jest praktycznie nieznane. Członkowie Stowarzyszenia Tempelburg, obejmą je swoją opieką. W dniu dzisiejszym wspólnie z rodziną oraz przedstawicielami Nadleśnictwa, zapaliliśmy znicze. Już wkrótce w tym miejscu postawimy nowy krzyż i pamiątkową tablicę upamiętniającą te tragiczne wydarzenie, a miejsce dojazdu przy współpracy z Nadleśnictwem zostanie oznaczone i opisane.
Wierzymy, że pamięć o pilocie poruczniku Antonim Wicińskim, który zginął w dniu 19.11.1971 w katastrofie lotniczej niedaleko Czaplinka, pozostanie nam wszystkim na długo w pamięci.